niedziela, 21 stycznia 2024

Zagłada nuklearna w filmie II

 

Rozmowy o końcu świata


zagłada nuklearna w filmie, cz. II


Nazajutrz”, (1983, reż. Nicholas Meyer), „A gdy zawieje wiatr” (1986, reż. Jimmy T. Murakami)

 

Wymioty, gorączka, krwotoki, śmierć


Wyścig zbrojeń rozpoczął się znów, tym razem na dobre, a wraz z nim widmo zagłady nuklearnej znów zawisło nad światem i powróciło do zbiorowej świadomości. A twórcy filmowi po raz kolejny sięgnęli do tej tematyki.

Najistotniejszym filmem było oczywiście „Nazajutrz”. Wyprodukowany został dla telewizji ABC i wyreżyserowany przez Nicholasa Meyera, ze scenariuszem autorstwa Edwarda Hume’a. „Nazajutrz” podeszło do tematu ze zdecydowanie większym realizmem niż robiono to 10-20 lat wcześniej. Fakt, bohaterowie byli fikcyjni, mieli swoje historie, grani byli przez rozpoznawalnych aktorów (Jason Robards, John Lithgow, Steve Guttenberg). Twórcy postawili jednak na formułę bardziej realistyczną. Meyer umiejscowił bowiem całość dość mocno w ówczesnym kontekście geopolitycznym. Przez pierwszą część filmu widzowie byli świadkami tego, o czym teoretycznie mogliby usłyszeć w wieczornych wiadomościach: ćwiczenia Paktu Warszawskiego, blokadę Berlina Zachodniego, rosnące napięcia pomiędzy NATO a krajami bloku komunistycznego, zakończone konfliktem nuklearnym (choć nie na pełną skalę). Był to bardzo prosty zabieg, ale sprawdził się w tym filmie znacznie lepiej niż celowe niejasności „Ostatniego brzegu”. Tło historyczne nie było z resztą jedynym elementem realizmu w „Nazajutrz”. Pokazano rozpad społeczeństwa zupełnie odmienny od tego, co przedstawiał wspomniany wyżej film Kramera. Zamieszki, żandarmeria zabijająca szabrowników, brak prądu, żywności i lekarstw. Był też chyba pierwszym filmem, który nie cofał się przez pokazaniem efektów (a przynajmniej częściowo) choroby popromiennej. 

 


 

„Nazajutrz” zrobiło na widzach piorunujące wrażenie i stało się bez mała wydarzeniem medialnym (co było po części zasługą kampanii reklamowej). ABC zorganizowało debatę z udziałem m.in. Henry’ego Kissingera, Roberta McNamary oraz Carla Sagana i otworzyło linie telefoniczne dla widzów chcących uzyskać odpowiedzi na dodatkowe pytania po seansie lub po prostu przerażonych perspektywą wydarzeń pokazanych w filmie. Wpływ filmu był jednak znacznie większy – pokazywano go w telewizji na całym świecie, również w krajach komunistycznych (w tym w Polsce). Nawet sam Reagan miał okazję zobaczyć „Nazajutrz” i jak sam przyznawał w swoich pamiętnikach, wywarł on na nim ogromny wpływ w kwestii zbrojeń atomowych.

Film ten otworzył więc pewne drzwi – filmowcy zaczęli stawiać na bardziej konkretne umiejscowienie akcji w kontekście politycznym i społecznym, a także posuwali się coraz dalej w przedstawianiu koszmaru zagłady nuklearnej, nie szczędząc widzom drastycznych scen cierpienia, chorób i śmierci spowodowanych takim atakiem (doskonałym przykładem tego, jak daleko można było pójść, był brytyjski „Threads” z 1984). Ciekawym natomiast przypadkiem, będącym niejako połączeniem emocjonalności „Ostatniego brzegu” i realizmu fali filmów z lat 80. był „A gdy zawieje wiatr” – film animowany, będący adaptacją komiksu Raymonda Briggsa.

Głównymi bohaterami jest para sympatycznych staruszków: Jim i Hilda. Mieszkają w małym domku na wsi, z dala od zgiełku miasta. Ich sielanka przerwana zostaje atakiem jądrowym na Anglię, którego skutki będą dla małżeństwa tragiczne. Podobnie jak w „Nazajutrz”, pojawiło się tło konfliktu (w tym wypadku, wojna w Afganistanie, eskalująca w wojnę amerykańsko-radziecką) i podobnie jak w innych filmach z tego okresu, przedstawiono skutki choroby popromiennej. Różnicą natomiast było to, że film Murakamiego nie dystansował się od bohaterów. Rzecz jasna, nie robiły tego wyżej wymienione tytuły, ale postaci w nich były raczej małym elementem większej całości. Murakami z sympatią obserwował Jima i Hildę, którzy dziarsko brali się za listę rzeczy do naprawy po wybuchu bomby, pełni nadziei, że Zachód zwycięży, dokładnie tak, jak w drugiej wojnie światowej. I z równie ogromnym bólem obserwował, jak ta nadzieja zanika, zastąpiona krwawymi biegunkami i wypadającymi włosami. Ładunek emocjonalny widoku dwojga przemiłych staruszków, powoli konających na skutek głodu i zabójczego promieniowania był ogromny.

 


 

Murakami (za Briggsem) umieścił w filmie też jeden ciekawy motyw. Ważną rolę w fabule pełniły bowiem oficjalne instrukcje rządowe (umieszczone w charakterystycznej książeczce). „A gdy zawieje wiatr” obśmiewał nie tyle prostotę zalecanego zabezpieczania się (np. malowanie okien na biało), co jego kompletną bezskuteczność. Sam wybuch można przeżyć, ale perspektywa długiego i bolesnego umierania sprawiała, że można było zadać sobie pytanie, czy szybka śmierć w samej eksplozji nie byłaby lepszą opcją.


Niedługo potem, Zimna Wojna dobiegła końca. Świat odetchnął z ulgą, a groźba konfliktu nuklearnego została znów zażegnana. Motyw zagłady nuklearnej dobiegł końca po raz kolejny (programami nuklearnymi Iranu i Korei Północnej filmowcy nie przejęli się wcale). Pozostawił po sobie jednak ciekawe zagadnienie – na ile twórcy mieli faktyczny wpływ na kształtowanie opinii publicznej i decyzji politycznych, a na ile było to zwykłe czarnowidztwo? Koniec końców, prezentowane przez nich czarne wizje końca świata, który ludzkość na siebie ściągnęła, nigdy się nie spełniły. MAD, przed którym ostrzegali Kubrick i Lumet, spełnił swoją rolę. Do katastrofalnego błędu człowieka lub maszyny nigdy nie doszło. Z drugiej strony, omówione przeze mnie filmy miały ogromny wpływ na widzów (od zwykłych obywateli po polityków najwyższego szczebla), a przedstawione przez nie argumenty z całą pewnością wybrzmiewały głośno w debacie na temat wyścigu zbrojeń.


Jakkolwiek by nie interpretować ich wpływu, filmy z gatunku nuclear holocaust na pewno pozostają fascynującym świadectwem lęków ludzkość z okresu pewnej epoki, utrwalonych na taśmie filmowej. I warto odkryć je na nowo.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Telepasja

  Definiując dekadę, definiując ludzi „ Telepasja ” ( 1987 , reż. James L. Brooks ) Lata 80. w kinie amerykańskim stały się odzw...