niedziela, 7 stycznia 2024

Garderobiany

 

Król i jego sługa

 


Garderobiany” (1983, reż. Peter Yates)


Czym jest talent? Darem od Boga, wrodzoną zdolnością, a może czymś co można wyrobić? Jak to możliwe, że niektórzy zdobywają sławę i pieniądze, tworząc sztukę, podczas gdy inni wiodą przeciętne życie, nie osiągnąwszy nic wielkiego? Oczywiście, najlepszej analizy tego rozdźwięku dokonał Miloš Forman w genialnym „Amadeuszu”, ale rok wcześniej powstał inny film, również na podstawie sztuki teatralnej. Mowa o nieco zapomnianym „Garderobianym” Petera Yatesa.


On chce LEKKIEJ Cordelii!”


Londyn, druga wojna światowa. Trupa aktorów, pod wodzą charyzmatycznego Sira (Albert Finney), pomimo ciągłych nalotów i spadających bomb starają się wykonywać swą pracę wystawiając Szekspira na deskach teatrów. Sir rządzi swym królestwem żelazną ręką, wspierany przez swego zaufanego garderobianego, Normana (Tom Courtenay). Sir jednak nie jest w najlepszej formie. Podeszły wiek i stres dają mu się coraz bardziej we znaki, przez co stopniowo zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością. Norman dzielnie stoi u boku swego mistrza, usługując mu we wszystkim – przygotowuje mu kąpiele, pomaga z charakteryzacją i kostiumami, załatwia sprawunki. Jak nietrudno się jednak domyślić, wszystko zmierza do tragicznego finału.

Nieprzypadkowo losy Sira i Normana stanowią odbicie „Króla Leara”, którego wystawiają. Starzejący się władca, świadomy nadchodzącego końca, wie, że będzie musiał niedługo oddać władzę. Norman to jego Błazen, ignorowany przez Leara/Sira, a jednak trwający przy nim, widzący więcej niż jest w stanie dostrzec Sir.

Widzimy więc swego rodzaju współzależność pana i sługi – na płaszczyźnie zawodowej. Sir, nie kłopoczący się przyziemnymi sprawami, oddelegowujący Normana do kupna mąki potrzebnej do charakteryzacji; i Norman, ganiający po zbombardowanym mieście w jej poszukiwaniu. To, co dla Sira jest błahostką, dla Normana oznacza niemal kwestię życia i śmierci (a konkretniej wystawienia sztuki). Sir nie ma w zwyczaju okazywać wdzięczności – w jednej ze scen, aktorzy wraz z Normanem wściekle tłuką w kotły i potrząsają blachą (na marginesie, jedną z najlepszych rzeczy w „Garderobianym” są właśnie kulisy produkcji teatralnych) niemal do utraty sił. Wściekły Sir pyta się, czemu zamiast burzy dostał „pierdzenie muchy”. 

 


 

W dzisiejszych czasach takie środowisko pracy nazwano by toksycznym, a Sir mógłby być oskarżony o mobbing. „Garderobiany” ukazuje jednak tę bardzo skomplikowaną symbiozę również pod względem emocjonalnym.


A co ze mną?”


Nie ma wątpliwości, że Sir jest wybitnym aktorem (swoją drogą, jego postać oparto na Donaldzie Wolficie, jednym z najznakomitszych aktorów brytyjskiego teatru). Niesamowicie charyzmatyczny i dominujący (genialna scena, w której donośnym głosem nakazuje zatrzymanie pociągu) – nietrudno się więc domyślić, czemu to właśnie on jest głową całego przedsięwzięcia. Tacy ludzie jak Sir to urodzeni przywódcy - nie słudzy, lecz ci, którym się służy. Norman jest pod tym względem całkowitym przeciwieństwem swego pana. Zahukany i zniewieściały, jedyną formą dominacji na jaką sobie pozwala to sarkastyczne uwagi. Lecz ta relacja ma swój rewers. Norman widzi i słyszy więcej niż Sir, zna machinacje i ambicje innych aktorów. Wie, co będzie potrzebne, by postawić swego wyczerpanego przedstawieniem mistrza na nogi. 

 



„Garderobiany” dotyka zatem pewnego archetypu geniusza, osoby posiadającej tak zwaną „bożą iskrę”. Kogoś, kto jest w stanie osiągnąć rzeczy wielkie, stworzyć arcydzieło, doprowadzić swą firmę na szczyty bogactwa i sukcesu, stworzyć przełomową technologię. A jednocześnie pozbawionego umiejętności interpersonalnych, nieradzącego sobie w codziennym życiu. Takie osoby potrzebują więc kogoś, kto pomoże, lub nawet wyręczy ich w tych dziedzinach często biorąc tą pomoc za pewnik i nie okazując należnego szacunku i wdzięczności za nią.

Co więc kieruje takimi osobami jak Norman? Czemu godzą się na takie upokorzenia? Przez chęć ogrzania się w blasku sławy? Dla pieniędzy? Czy może dlatego, że skoro sami talentu nie posiadają, starają się sobie to w jakiś sposób rekompensować? Jak pisał w swojej recenzji „Garderobianego” Roger Ebert, to Norman postrzega się jako prawdziwą gwiazdę. Być może w pewnym sensie tak jest – skoro nawet tak wielkie indywiduum jak Sir nie wiedziałoby jaką sztukę wystawiają danego wieczora, to czy osiągnąłby tak wiele, pozbawiony wsparcia swego oddanego garderobianego? Lecz rola jaką przyjął Norman z definicji oznacza pozostawanie w cieniu. Nawet jeśli to on jest prawdziwą gwiazdą, to niewielu będzie o tym wiedziało. A skoro tak, to czy może się tym mianem określać?

Symbioza między Sirem a Normanem ma jeszcze jedno dno. Film sugeruje, że Norman jest homoseksualistą, nieszczęśliwie zakochanym w Sirze, spełniającym swe uczucia poprzez poświęcenie swego życia na służbę. I tragizm tej miłości ukazany zostaje w ściskającym z serce finale filmu, kiedy to Norman odkrywa, że poświęciwszy swe życie Sirowi, nie doczekał się nawet podziękowań.





„Garderobiany” pod płaszczykiem wglądu za kulisy teatru analizuje więc tę niejednoznaczną relację wielkich i maluczkich. Troski i ignorowania, poświęcenia i niewdzięczności. Uwielbienia dla ogromu talentu i braku docenienia ciągłego, codziennego wysiłku. I ceny, jaką przychodzi płacić za to, że oddało się swe uczucie komuś, kto właśnie tego uczucia nie odwzajemnił nawet w najmniejszym stopniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Telepasja

  Definiując dekadę, definiując ludzi „ Telepasja ” ( 1987 , reż. James L. Brooks ) Lata 80. w kinie amerykańskim stały się odzw...