niedziela, 3 grudnia 2023

Aftersun

 

Ostatni taniec

 


Aftersun” (2022, reż. Charlotte Welles)


Po co nam pamiątkowe filmy i zdjęcia? Z wyjazdów, wakacji, uroczystości rodzinnych, spotkań towarzyskich? Przecież pamiętamy te rzeczy. Byliśmy tam, widzieliśmy je, doświadczyliśmy ich. By uchwycić momenty szczęścia, radości, przyjemności? Złapać w kadrze to, co niechybnie przeminie i móc wracać do tych chwil później i przeżywać te momenty po raz kolejny? Czy może po to, by się nimi podzielić z innymi?

A co, jeśli te chwile być może wcale nie były szczęśliwe? Czy wracamy do nich wtedy, żeby zrozumieć, to, co zaszło?

Miło, że jesteśmy pod tym samym niebem”

 

10-letnia Sophie (Frankie Corio) wraz ze swoim ojcem, Calumem (Paul Mescal), spędza wakacje w kurorcie turystycznym w Turcji. Dziewczynka jest rezolutna, ciekawa świata. Jest wychowywana przez matkę, która utrzymuje przyjacielskie stosunki z Calumem. Nie zdaje sobie z tego, te wakacje zaważą na jej całym późniejszym życiu.

Nie chodzi w tym filmie o to, że Sophie stoi na progu dorastania, że zaczyna powoli dorastać, że ze swoistą ciekawością obserwuje starszą młodzież spędzającą wakacje w kurorcie, że przeżywa w pewnym momencie swój pierwszy pocałunek. Fakt, Welles pokazuje te momenty w bardzo delikatny, wręcz czuły sposób, ale to tylko tło. Ważne jest natomiast to, co jak w tym krytycznym okresie jej życia (a właściwie tuż przed nim) wyglądała relacja z jej ojcem i to, jak ona wpłynęła na jej dorosłość.

Centrum „Aftersun” stanowi właśnie Calum, choć rzadko widzimy go na ekranie. Rzadko i nie w pełni. Welles wraz z autorem zdjęć, Gregorym Oke, wykorzystują poetykę właśnie „pamiętnika z wakacji”, rwanego montażu, nieostrych zdjęć, rozchwianego obiektywu kamery. Calum jest niemal pocięty na kawałki. Widzimy go z profilu lub z oddali. Widzimy połowę jego twarzy, ramię, plecy. Umyka nam, tak jak umyka on Sophie, która po latach, już jako dorosła kobieta (Celia Rowlson-Hall) ogląda kręcone przez siebie filmy z tych wakacji. Tym większy podziw budzi zatem Mescal, któremu udaje się uczynić Caluma postacią z krwi i kości, choć tak rzadko widzimy go w zbliżeniu.

 


 

Calum zdaje się być „typowym” ojcem. Spędza czas z Sophie, zachęca ją do nowych znajomości, stara się nauczyć ją samoobrony (do wykorzystania w dorosłym życiu). Rozmawiają – o niej, o nim. Ale zdarza mu się też puścić Sophie samopas, zapominając o niej później, a jego komplementy czy słowa zachęty nie zawsze są trafione.

„Aftersun” należy do tych filmów, które w pewnym momencie przestają być przestają być o jednym, a zaczynają być o czymś innym. A właściwie zawsze były o czymś innym, choć widzowi mogło się wydawać inaczej. Dla Welles nie jest to jednak efekciarstwo, zmyłka dla zmyłki. Tak jak Sophie po latach wracając do chwil uchwyconych kamerą przeżywa je raz jeszcze z innej perspektywy, tak i my w pewnym momencie zaczynamy postrzegać i rozumieć to, co widzieliśmy do tej pory w zupełnie inny sposób. 

 

Możesz żyć jak tylko zechcesz. Być kimkolwiek chcesz. Masz czas.”

 

Oto Calum, siedzący w pokoju hotelowym. Sophie nie ma, zapewne puszczona „samopas”. Widać tylko jego plecy i napięte mięśnie. Szlocha spazmatycznie, desperacko stara się powstrzymać łzy. Na podłodze leżą pocztówki do Sophie, w których Calum zapewnia, że zawsze będzie ją kochał.

To po tej właśnie scenie zaczynamy dostrzegać w zupełnie innym świetle jego wcześniejsze zachowania. Stanie na barierce balkonu. Oplucie swojego odbicia w lustrze. Przechodzenie przez ulicę tuż przed maską jadącego samochodu. Rzucane półżartem uwagi, że nie doczeka czterdziestki.

Sophie stara się zrozumieć. Wraca do filmów usiłując… no właśnie, po co Sophie to robi? Jest delikatnie zasugerowane w filmie, że sama Sophie zmaga się z problemami natury psychicznej. Czy stara się dociec ich przyczyny? Czy chce znaleźć w tych uchwyconych ulotnych chwilach coś, jakiś drobny szczegół, który pozwoli jej zrozumieć, czemu Caluma nie ma już w jej życiu? A może dręczą ją wyrzuty sumienia wywołanych słowami i rzeczami, które zrobiła w trakcie tego wyjazdu?

W filmie wplecione są sceny rave’u, w których widać tańczącego Caluma, kompletnie wycieńczonego, migającego na ekranie w rytm pulsującego światła (znów, fragmentacja). Dorosła Sophie też tam jest, przeciska się przez tłum, usiłując dotrzeć do swego ojca. W pewnym momencie się jej to udaje – chwyta go, ale na krótko (sam wypada z jej ramion czy może odpycha go sama, jak to zrobiła podczas tańca w ostatni wieczór ich pobytu na wakacjach?) – Calum po chwili tonie w mroku.

 

 

To do tego momentu, tego ostatniego wieczora ich ostatnich wakacji, zakończonego tańcem w rytm „Under Pressure” Sophie będzie wracać najintensywniej.

I właśnie to, co czyni „Aftersun” tak świetnym, nowatorskim i chwytającym za serce filmem, to znakomite połączenie treści i formy. Estetyce amatorskich nagrań, zużytej do cna od czasów „The Blair Witch Project”, został nadany zupełnie nowy sens. Nie taniego chwytu reżyserskiego, ale nieodłącznej części opowiedzianej historii. To właśnie ta forma pozwala również nam, widzom, zobaczyć te ulotne, intymne momenty, przeżywać nieswoje wspomnienia. Być bardzo blisko tych ludzi, jak gdyby byli oni naszymi znajomymi, pokazującymi nam zdjęcia z wakacji. Ale chwile uchwycone na nich tylko z pozoru były szczęśliwe, podszyte skrywanym cierpieniem, uzmysłowionym sobie dopiero po latach. 

 


„Aftersun” to nie tylko film o bólu i żałobie. To film o wspomnieniach będących medium. O chęci powrotu do minionych chwil, uchwyconych okiem małej kamery. Chęci spojrzenia na to z perspektywy lat i wiedzy o tym, jaki epilog miała ta historia. O chęci zrozumienia, dlaczego ktoś zdecydował się odejść.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Telepasja

  Definiując dekadę, definiując ludzi „ Telepasja ” ( 1987 , reż. James L. Brooks ) Lata 80. w kinie amerykańskim stały się odzw...