Ikony
„Skłóceni z życiem” (1961, reż. John Huston)
Co czyni gwiazdę filmową gwiazdą? Nie chodzi mi o umiejętności aktorskie, status bożyszcza ekranu nie zawsze idzie wszak w parze z talentem. Czy chodzi o pewną prezencję? Charyzmę, jaką dana osoba emanuje, przyciągając do kin miliony widzów? Czy może o pewien wizerunek danej osoby? Tą dziwaczną fuzję wyglądu, zachowania i wielu innych elementów? To mniej lub bardziej wykreowany image aktora lub aktorki, na który składa się życie prywatne i zawodowe. Istnieją osoby będące legendami kina. Nie dlatego (a przynajmniej nie tylko), że pozostawiły po sobie wybitne kreacje, lecz dlatego, że obrosły one w pewne mity. Mity narzucane przez osoby z zewnątrz (agentów, widownię), bądź tworzonych przez samych siebie. Z czasem stają się one tak silne, że nie sposób jest odróżnić prawdę od legend. Jakiś czas temu pisałem o kreacji Gary’ego Oldmana, aktorskiego kameleona, w filmie „Szpieg” i o tym, jak wszechstronnym aktorem on jest i jak potrafi przedzierzgnąć się w niemal każdego, kompletnie znikając w roli. W dzisiejszym wpisie natomiast chciałbym skupić się na filmie, w którym zagrały trzy gwiazdy filmowe z prawdziwego zdarzenia i złotej ery Hollywood. I o tym, jak właśnie ten jeden uchwycił ich wizerunki, na dobre i złe.
„To miasto jest pełne ciekawych nieznajomych.”
„Skłóceni z życiem” to historia 4 osób, których ścieżki przecięły się w Nevadzie. Roslyn Tabor (Marilyn Monroe), świeżo po rozwodzie, spotyka w barze starzejącego się kowboja, Gay’a Langlanda (Clark Gable) i jego młodszego przyjaciela Guido (Eli Wallach). Roslyn i Gay szybko nawiązują romans, choć i Guido zaczyna żywić uczucia wobec młodej kobiety. Wkrótce, dołącza też do nich Perce Howland (Montgomery Clift), młody jeździec rodeo. Film śledzi ich losy, z odchodzącym w przeszłość kowbojskim stylem życia w tle.
John Huston był idealnym reżyserem dla tego filmu. Lubujący się w surowych klimatach i buzujących pod ich powierzchnią ludzkimi namiętnościami, reżyser miał rękę do aktorów i współpracował z najlepszymi z nich: od Humphreya Bogarta („Skarb Sierra Madre”), po Seana Connery’ego („Człowiek, który chciał być królem”). Pod tym względem, „Skłóceni z życiem” są typową pozycją w jego filmografii. Akcja filmu dzieje się głównie na odludziu (świetne zdjęcia Russella Mety’ego), z całym jego pustynnym pięknem, ale i surowością.
Dominującym motywem są mustangi – Gay i Guido trudnią się ich chwytaniem. Stanowią one pewien symbol wolności, ale i bezwzględności stylu życia głównych bohaterów. Po schwytaniu trafiają one bowiem do ubojni, a ich mięso wykorzystane zostanie do produkcji karmy dla psów. Jakkolwiek zwierzęta budzą podziw i szacunek, to koniec końców, nie ma tu miejsca na sentymenty (wyjątek stanowi jedynie finał filmu, o tym później). Jednocześnie, są one wymierającym gatunkiem – nie tylko dosłownie. Niegdyś to one ucieleśniały swobodę, teraz wypierają je samochody i samoloty (kolejne częste motywy w filmie). Kowbojski styl życia, zupełnie jak rącze wierzchowce, odchodzi powoli do lamusa.
Film Hustona na pewno stanowi ciekawe pole do rozważań tego typu, ale to nie na tym się chciałem dziś skupić. Bowiem to, co w „Skłóconych z życiem” jest najciekawsze, to właśnie kreacje aktorskie, będące (mniej lub bardziej przypadkowo) uchwyceniem wizerunków trójki z nich.
„Człowiek, który boi się umrzeć, boi się też żyć.”
Nazwisko Clarke’a Gable’a kojarzą chyba wszyscy. Charakterystyczny wąsik, zawadiacki uśmiech, niesamowita charyzma. Gable to klasyczny przykład Hollywoodzkiej gwiazdy. Nie grywał raczej różnorodnych ról (co nie znaczy, że był kiepskim aktorem), ale już sama jego prezencja wzbudzała podziw. Gable uosabiał pewną staromodną męskość – często grywał kobieciarzy (sam zresztą cieszył ogromnym powodzeniem u kobiet i chętnie z tego korzystał), z lubością oddawał się „męskim” przyjemnością (w prawdziwym życiu sporo pił i palił jak lokomotywa). Ale najistotniejszą cechą, która łączyła wiele jego postaci, był indywidualizm. Wykreowani przez niego bohaterowie robili nierzadko wszystko po swojemu – nawet, jeśli skazywało ich to na samotność lub pewien ostracyzm. Wystarczy wspomnieć słynną scenę rozstania ze Scarlett w „Przeminęło z wiatrem”, kiedy to definitywnie kończył ich wspólną drogę słynnym „Mam to gdzieś”. W lżejszym repertuarze też znajdowały się kreacje tego typu, jak chociażby „Prymus”, gdzie grał znakomitego reportera, który za nic miał zasady poprawnej pisowni i ochoczo buntował się przeciwko akademickiemu szkoleniu przyszłych dziennikarzy. To właśnie ta przekora zapewniała mu tak ogromne uwielbienie – szedł własną drogą, miał wszystko gdzieś i był szczęśliwy.
W „Skłóconych z życiem” też widzimy Gable’a – kierującego się swoim systemem wartości, nieuznającego żadnej władzy nad sobą. W świetnie zagranej końcowej scenie, kiedy Perce uwalnia konie na życzenie Roslyn, Gay chwyta uciekającego ogiera. Widzimy, jak wiele wysiłku go to kosztowało – po wszystkim siada zdyszany i poobijany, z dłońmi otartymi niemal do krwi od liny. I dopiero wtedy sam uwalnia zwierzę: „Nikt nie będzie za mnie decydował”. Nawet jeśli się kogoś słucha, to wyłącznie na swoich własnych zasadach.
Jednak Gay to nie Gable z „Buntu na Bounty” czy „Przeminęło z wiatrem” właśnie. Jego pokryta zmarszczkami twarz, ogorzała od słońca, wąs przyprószony siwizną, Widać, że alkohol odcisnął na nim swoje piętno. Nadal romansuje (w jego pierwszej scenie widzimy, jak spławia wyjeżdżającą kochankę – doskonale widać, że nie jest to jego pierwsze tego typu pożegnanie), choć dopiero miłość do Roslyn sprawi, że zechce się ustatkować. Ale i w tej kwestii czuć w jego postaci ból – w jednej ze scen pijany Gay wzywa swoje dzieci, z którymi już dawno stracił kontakt. Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to córka Gable’a, Judy Lewis – nieślubne dziecko, które o tym, kim był jej ojciec, dowiedziało się dopiero 5 lat po jego śmierci.
Również jego styl gry aktorskiej stanowi ciekawy element filmu. Gable w filmie otoczony jest wychowankami szkoły Stanisławskiego, wyznawców tzw. „metody”, czyli psychologicznego wczuwania się w postać. W jego stylu grania widać pewne wystudiowanie, miejscami wręcz charakterystyczną dla jego rówieśników przesadę w emocjach, w kontraście do znacznie naturalniejszego, na ten przykład, Wallacha.
Mówienie, że aktor gra samego siebie wydaje się być oklepane, ale chyba na miejscu w tym wypadku. Czyżby Gable grał Gable’a? Symbol złotej ery Hollywood i bożyszcz tłumów, ustępujący miejsca pokoleniu, które bardziej polegało na psychologii niż prezencji? Bon vivant, który u kresu życia żałuje pewnych wyborów w stosunku do chociażby dzieci? Gay to nadal indywidualista, miejscami w agresywny wręcz sposób, ale mający świadomość ceny, jaką przychodzi za to płacić.
„Skłóceni z życiem” byli ostatnim filmem legendy – zmarł jeszcze przed premierą.
„Musisz nauczyć się akceptować złe rzeczy. Inaczej będziesz uciekać przez resztę swojego życia.”
Film Hustona był też ostatnim (ukończonym, gwoli ścisłości) filmem Marilyn Monroe. Symbol seksu, ciesząca się uwielbieniem fanów. Dużo by pisać o bodajże najtragiczniejszej aktorce, której życie obrosło już w nieskończoną ilość mitów. Ale czytając o Normie Jeane Mortenson (jej prawdziwe nazwisko) można dostrzec wrażliwą, zagubioną duszę, która całe życie walczyła z kompleksami, desperacko szukając akceptacji i miłości. W przeciwieństwie do Gable’a, Monroe nie była zadowolona z filmu i swojej roli. Po prawdzie, ciężko jej się dziwić – scenariusz do filmu napisał Arthur Miller, jej ówczesny mąż, kiedy ich związek zbliżał się już do końca, a Monroe nie spodobało się ukazanie jej/jej postaci (nierozerwalnie połączonych) w nie najlepszym świetle. Fakt, jest w Roslyn sporo z utartego w masowej świadomości wizerunku aktorki. Brak stałości w relacjach z mężczyznami, roztrzepanie, miejscami ogromna naiwność (żeby nie powiedzieć głupota). Ale jednocześnie, Miller i sama Monroe obdarzyli jej postać ogromnymi pokładami wrażliwości. To ona zaciekle broni królików wyjadających sałatę z ogródka Gaya. To ona sprzeciwia się ewentualnej śmierci mustangów. Odpowiadając na słowa Gaya, otwierające ten akapit, mówi: „A co jest złego w uciekaniu?”.
Może i jej postać jest niekiedy przedstawiona w niepochlebnym świetle, ale wybrzmiewa w niej pewna prawda. Prawda o zagubionej, szukającej miłości kobiecie. Prawda o pragnieniu posiadania ojca (Monroe przyznawała, że w dzieciństwie fantazjowała, że jest nim Gable, co tylko dodaje autentyczności ich ekranowej relacji). Prawda, o kimś, kto był zbyt wrażliwy, by żyć na tym brutalnym, zimnym świecie, ze wszystkimi jego okropieństwami.
Film ma szczęśliwe zakończenie – Gay i Roslyn odjeżdżają z pustyni po uwolnieniu mustangów, by wieść wspólne życie. Monroe nie było to dane. Rok po premierze filmu przedawkowała leki, najprawdopodobniej popełniając w ten sposób samobójstwo. Niemniej jednak, to właśnie jej kreacja w „Skłóconych z życiem” stała się najlepszą w jej karierze. Monroe zawsze była obsadzana w rolach trzpiotek, niezbyt bystrych laleczek, łatwo ulegających pragnących jej mężczyznom. Rosalyn to bodajże jedyna zagrana przez nią postać, która nie jest pustym ekranowym tworem, ucieleśnieniem męskich fantazji, a kimś z krwi i kości.
„Nie daj im się tak traktować.”
Perce’owi, granemu przez Montgomery’ego Clifta, poświęcono najmniej czasu ekranowego, co nie oznacza oczywiście, że jego postać nie stanowi odzwierciedlenia aktora. Perce, nieco zagubiony, zamknięty w sobie i nieśmiały był rolą stworzą dla Clifta. Reprezentował on nieco inny wzorzec męskości niż Gable: spokojny, nieśmiały, delikatny, bardziej przyjaciel niż namiętny kochanek. Widać to najlepiej w jego relacji z Roslyn, najbardziej platonicznej ze wszystkich w filmie – jako jedyny nie stara się aktywnie zdobyć jej uczucia, a raczej ją wspiera. Kiedy w znaczących słowach (znów, wybranych na otwarcie tego akapitu), przypomina Roslyn o szacunku do samej siebie w relacjach z mężczyznami, widzimy w nim raczej przyjaciela, niż potencjalnego partnera.
Smutne losy Clifta także odnalazły swe odbicie w filmie: w 1956 roku aktor uległ poważnemu wypadkowi. Obrażenia, jakie odniósł, zmusiły go do poddania się licznym operacjom, a jego twarz znacząco się zmieniła. Ciężko o tym nie myśleć, kiedy w scenie rozmowy telefonicznej z matką Perce zapewnia ja, że jego twarz w pełni zagoiła się po wypadku na rodeo. Clift przeżył Gable’a i Monroe, choć reszta jego życia nie należała do najprzyjemniejszych: przewlekły ból, jaki odczuwał po wypadku, łagodził alkoholem i środkami przeciwbólowymi, od których się uzależnił, i które przyczyniły się do jego śmierci w 1966.
„Skłóceni z życiem” nie należą może do najwybitniejszych filmów Hustona. Niemniej jednak, pozostają oni istotną pozycją w jego filmografii. Nie ze względu na walory produkcji, czy techniki reżyserskie, ale na trójkę aktorów. „Skłóceni z życiem” uchwycili ich wizerunki ekranowe i osobowości (można się pokusić o twierdzenie, że w ich przypadku to jedno i to samo). Gable, Monroe i Clift słusznie traktowani są jak prawdziwe gwiazdy filmowe, symbole ery dawno minionej, a jednak nadal żyjący w wyobraźni widowni i często ją rozpalający. „Skłóceni z życiem” bardziej niż film, można traktować jak bursztyn, w którym unieśmiertelniono trójkę niezwykłych idoli wielkiego ekranu. Jeśli więc kiedyś będziecie chcieli poznać najważniejsze figury złotych lat Hollywood, dzieło Hustona na pewno powinno znaleźć wśród pozycji do obejrzenia.