niedziela, 22 grudnia 2024

Prezent pod choinkę

 

Lepszy niż Kevin


Prezent pod choinkę” (1983, reż. Bob Clark)


Istnieje pewien szczególny gatunek filmów. Takich, które witają na ekrany tylko w jednym okresie roku. Rzecz jasna, są to filmy bożonarodzeniowe. Pod względem kulturowym to dość ciekawe zagadnienie. W Polsce przyjęły się właściwie tylko 2 tytuły: „Kevin sam w domu” (i jego kontynuacja) oraz „To właśnie miłość”. Swoich produkcji mamy raczej niewiele (a przynajmniej tych znaczących, z wyłączeniem „Listów do M.”). W USA natomiast, królują filmy, które w naszym kraju są praktycznie nieznane: „To wspaniałe życie” i „Prezent pod choinkę”. Dam sobie rękę uciąć, że słyszycie o tych tytułach po raz pierwszy. A szkoda, bo stanowią one ważną część amerykańskiej kultury. Dzisiejszy wpis zamierzam poświęcić temu drugiemu i zobaczyć, skąd się bierze tak ogromna popularność tego filmu.


Kolejka do Mikołaja sięgała aż do Terre Haute. A ja byłem na jej szarym końcu.”


Film Clarka, oparty na wspomnieniach Jeana Shepherda, opowiada o perypetiach małego Ralphiego Parkera, rezolutnego 9-latka. Jest okres przedświąteczny, a Ralphie z niecierpliwością wyczekuje Gwiazdki, a konkretniej wymarzonego prezentu: oficjalnej 200-strzałowej wiatrówki Czerwonego Jeźdźca (z kompasem i tym czymś, co pokazuje czas w kolbie).

„Prezent pod choinkę” różni się od innych świątecznych filmów. O ile inne tego typu produkcje używają Bożego Narodzenia jako pretekstu do opowiadania o uniwersalnych wartościach jak miłość, dobroć, bliskość i rodzina, to film Clarka stanowi raczej nostalgiczny powrót do czasów dzieciństwa. Całość historii opowiedziana jest przez narratora (głosu użyczył mu sam Shepherd), który wspomina ową zimę roku 1939, racząc widzów elokwentnym komentarzem kogoś, kto ciepło (ale i z ironicznym dystansem) patrzy na siebie i swoją rodzinę z perspektywy lat. Ciężko w filmie znaleźć górnolotne deklaracje o wybaczaniu, miłości, więziach międzyludzkich. Dorosły Ralphie skupia się raczej na sprawach codziennych, dziecięcych pragnieniach, problemach szkolnych.

Mam słabość do filmów, w których fabuła jest ukazana z perspektywy dziecka. Jest to bowiem doskonała okazja to świeżego spojrzenia na poważne sprawy, które być może utraciliśmy z wiekiem (polecam w tym temacie „Zabić drozda” lub „Jojo Rabbit”). W „Prezencie pod choinkę” mamy jednak dwa spojrzenia: subiektywne (mały Ralph) i obiektywne (narrator). Śmiało mogę stwierdzić, że udało się Clarkowi uchwycić ten specyficzny balans między błahością dziecięcych spraw a dorosłą perspektywą – nie pomniejszając żadnej z nich.


Chcesz stracić oko?”


Muszę przyznać, że uwierał mnie nieco polski tytuł filmu (w oryginale brzmi on „A Christmas Story”, opowieść bożonarodzeniowa). Ale z czasem doszedłem do wniosku, że uchwycił on sedno filmu całkiem dobrze, jako że faktycznie, centralnym motywem pozostaje wymarzony zabawkowy karabin. Można się teraz obruszyć: co to za film Świąteczny, który zamiast skupiać się na magii Gwiazdki, miłości, sklejania pokruszonych relacji z rodziną. W Bożym Narodzeniu nie chodzi o wartości materialne, ale o bliskich, przebaczenie, czas spędzony z tymi, których kochamy. Owszem, to prawda. Szukacie czegoś takiego, to obejrzyjcie kolejną część wyżej wspomnianych „Listów do M.”, gdzie takimi banałami katują widzów już kilka części (miłośnicy, wybaczcie proszę złośliwość). Do mnie bardziej trafia dzieło Clarka. No bo przyznajcie sami: kto z Was, dzieckiem będąc, nie przebierał nogami w oczekiwaniu na ten moment, kiedy wymarzona zabawka trafiała wreszcie w Wasze ręce? Łatwo było mi utożsamiać się z biednym Ralphiem, kiedy słyszał, raz za razem, że jego upragniony prezent jest zbyt niebezpieczny (powtarzają mu to wszyscy: od matki, poprzez nauczycielkę w szkolę, kończąc na Mikołaju w domu towarowym). Tak, znam to dobrze. Jako sześciolatek dostałem w prezencie komplet zabawkowych narzędzi – śrubokręt od razu został skonfiskowany przez mamę i już więcej go nie zobaczyłem…

Jest więc coś rozczulająco zabawnego w przygodach i tarapatach Ralphiego. Rzeczy zupełnie nieistotne z perspektywy dorosłego dla dziecka są całym światem (albo nierzadko jego końcem). Rozczarowanie wynikające z gadżetu znalezionego w płatkach, który odszyfrowuje „tajną wiadomość” będącą niczym innym, jak reklamą. Przerażenie wywołane przymarznięciem języka do słupa na szkolnym boisku. Terror, jaki sieje miejscowy zakapior, wredny Scut Farkus (Zack Ward). Czy chyba najgorsza z nich – znienawidzona piżama-króliczek (różowa!), kupiona przez ciocię. 

 


 


To… to noga!”


„Prezent pod choinkę” to jednak nie tylko film o Ralphiem, bo w równym stopniu wspomina on swoich rodziców, Panią (Melinda Dillon) i Pana Parkera (Darren McGavin) (nigdy nie nazwanych, poza przydomkiem tego drugiego: Staruszek – co ma sens, w końcu które dziecko myśli o swoich rodzicach w kategoriach imion?). Pod tym względem, film to swego rodzaju kapsuła, uchwycenie przeszłości w kategoriach nie II Wojny Światowej, lecz wiecznie psującego się pieca.

Może właśnie to czyni z „Prezentu pod choinkę” tak uniwersalny film. Owszem, widać w nim różnice wynikające z czasu i kultury (przykład: karą za przeklinanie było wzięcie do ust kostki mydła – w USA niegdyś popularna metoda, w Polsce chyba raczej niestosowana). Lecz to tylko dodatki, przedstawiające w niesamowicie ciepły sposób małżeństwo z wieloletnim stażem. Najlepiej obrazuje to wątek wygranej przez Pana Parkera dość nietypowej lampy i los, jaki ją spotyka (chyba każdy kiedyś był świadkiem lub uczestnikiem podobnego „konfliktu interesów”).

 


 

Żeby nie było, „Prezent pod choinkę” ma w tej kwestii wystarczającą dawkę motywów Gwiazdkowych – od wyboru drzewka po zniszczony (w niecodziennych okolicznościach) obiad i jedzonej w jego miejsce kaczki po pekińsku w chińskiej restauracji. Czy odbiega to od polskich realiów? Jak najbardziej. Ale czy jest ktoś, komu nigdy nie zdarzyły się jakieś nieprzewidziane problemy w Wigilię?

Shepherd wraz z Clarkiem uchwycili więc ciepło codzienności, od drobnych sprzeczek po uśmiech na widok radości dziecka. I, co najważniejsze, nie jest ono nierozerwalnie związane z Bożym Narodzeniem. Owszem, są one głównym motywem filmu, ale mam wrażenie, że można by było zamienić porę roku, a duch zostałby zachowany.

 


 



Prezent pod choinkę” to znakomity świąteczny (a jednocześnie nieświąteczny) film. Unika sentymentalizmu, zastępując go przyziemnością, jaka jest nam bliższa, niż górnolotne deklaracje o ważności rodziny i przebaczenia. Dla Amerykanów stanowi on nostalgiczną powrót w przeszłość, do czasów słuchowisk radiowych, komiksów i wiatrówek, kupowanych 9-latkom (nawet, jeśli stanowiły ryzyko utraty oka).

A co z szerszą widownią? Co mogą odnaleźć w nim widzowie z innych kręgów kulturowych? Znakomitą perspektywę dziecka, zestawioną ze swoim dorosłym i dojrzalszym ja. Ciepły portret rodziny i jej codzienności: młodszy brat niejadek, matka zbyt grubo ubierająca swoje dzieci, ojca klnącego jak szewc przy naprawie pieca. Sekretem „Prezentu pod choinkę” jest to, z jaką łatwością można się utożsamiać z jego bohaterami i sytuacjami – nawet jeśli są one z innego kraju i z niemal sprzed stulecia. Ja sam byłem zaskoczony tym, jak łatwo mi to przyszło. Może więc w te (lub przyszłe) Boże Narodzenie warto dla odmiany zamienić seans Kevina na film Clarka i przekonać się samemu, czemu to właśnie ten film zasłużył sobie na 24-godzinny maraton w amerykańskiej telewizji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Telepasja

  Definiując dekadę, definiując ludzi „ Telepasja ” ( 1987 , reż. James L. Brooks ) Lata 80. w kinie amerykańskim stały się odzw...