niedziela, 10 sierpnia 2025

Twarz w tłumie

 

Vox populi

 

Twarz w tłumie” (1957, reż. Elia Kazan)


Są filmy, które się starzeją, i takie, którym się to nie przydarzyło. Nie mówię tu jednak o efektach specjalnych, aspektach technicznych, czy nawet grze aktorskiej. Są filmy, których przekaz staje się zupełnie nieaktualny, czy wręcz będący przeciwieństwem obecnych standardów moralnych i etycznych. I są filmy, w których nadal, po dziesięcioleciach, odnaleźć możemy to, co w otaczającym nas świecie i ludziach widzimy dziś. Kiedy kilka dni temu odświeżyłem sobie film Elii Kazana, „Twarz w tłumie” – a pierwszy raz widziałem go ponad 4 lata temu – zaskoczyło mnie, ile z obecnej rzeczywistości reżyser przewidział. I, niestety, jak zestarzał się w jednym, bodajże najważniejszym morale.


Kochają jego głos, kochają jego gitarę, kochają jego pomysły…”


Film Kazana, oparty na opowiadaniu Buda Schulberga, (który napisał też scenariusz), rozpoczyna się w więzeniu. Dziennikarka radiowa, Marcia Jeffries (Patricia Neal), przybywa tam, aby zrobić wywiad do swojego autorskiego programu, „Twarz w tłumie”. Owego poranka twarzą okazuje się być niejaki Larry Rhodes (Andy Griffith), drobny pijaczyna i włóczęga. Jego głos i nieskrępowana otwartość szybko zyskują mu popularność widowni. „Lonsome”, bo taką ksywkę zyskuje Rhodes, zaczyna szybko piąć się w górę, podbijając telewizję i stając się ikoną Stanów, zdolną do formowania opinii publicznej, polityki i zyskując potęgę, o jakiej nie śniło się mu, kiedy otworzył oczy po pijackim śnie i ujrzał podetknięty mu pod nos mikrofon.

A może? Jeśli uważnie przyjrzeć się jego reakcji, to wpierw, przez krótką chwilę, reaguje jak zwierzę, gotowe ukąsić tego, kto przerwał mu odpoczynek. Ale „Lonesome” reflektuje się szybko. Dostrzega szansę.


Jedno muszę mu przyznać, jego odwaga jest równa jego ignorancji.”


Rhodes nie jest geniuszem – brak mu wykształcenia, obycia, taktu. Ale zapewne przez lata włóczęgostwa wykształcił w sobie pewien instynkt. W jednej ze scen, kiedy o swoim kumplu z celi (a obecnym asystencie) mówi, że jest głupi jak but, ale Rhodes mu ufa, równie dobrze mógłby mówić o sobie samym.

Nowo odnaleziona sława w pewnym sensie przeraża Rhodesa, ale szybko się w niej odnajduje. Robi to jednak zupełnie w swoim stylu. Kiedy poproszony zostaje o wygłoszenie wiadomości od sponsora w trakcie audycji, odmawia, zasłaniając się swoją niezależnością od pieniędzy. Jego uwagi doprowadzają do tego, że widzowie zaczynają kupować materace, tylko po to, by je spalić – co z kolei zaczyna ich producentowi przynosić zyski ponad wszelkie oczekiwania.


W 2021 roku Sławomir Mentzen wywołał kontrowersje nazwą piwa White IPA Matters. Kiedy o sprawie napisał Daily Mail, Mentzen dziękował za darmową reklamę na pierwszej stronie gazety i zachęcał lewicę, żeby organizowała happeningi, polegające na wylewaniu jego piwa – żartował, że byłby nawet skłonny przeznaczyć część zysków na ich partię.


Rhodes być może nie wie, jaki psychologiczny mechanizm tu zadziałał. Nie specjalnie rozumie żargon agencji reklamowych i rozwlekłe wywody polityków, od których dystansuje się rzucanymi na lewo i prawo „cholibkami” i podkreślaniu, że jest zwykłym chłopakiem ze wsi. Ale kiedy słyszy od wyżej wymienionych, że stanie się większy niż pomnik Lincolna – to zapamiętuje bez problemu. 

 


Zaczyna być też coraz śmielszy w swoich wyczynach – zachęca słuchaczy, żeby przyprowadzili do domu szeryfa swoje psy, jako że ten, w mniemaniu Rhodesa, nadaje się wyłącznie na hycla – brzmi zabawnie? Może.


3 sierpnia 1993 roku w miejscowości Praszka lokalni działacze Samoobrony wrzucili na taczkę burmistrza i obwozili go po rynku w akcie upokorzenia za ogromne bezrobocie w mieście. Burmistrz był inwalidą. Szef Samoobrony, Andrzej Lepper, publicznie pochwalił całe zdarzenie. 13 lat później Samoobrona tworzyła koalicję rządzącą w polskim Sejmie, zaś Lepper pełnił funkcję wicepremiera.


Upewniający się (i upewniany: przez rzesze reklamodawców, biznesmenów, szefów telewizji i polityków) w swojej potędze, Rhodes zaczyna celować coraz wyżej.


Cały ten kraj to moje stado owiec!”


Jeffries, towarzysząca Rhodesowi przez jego błyskawicznie rozkwitającą karierę, patrzy z rosnącym przerażeniem na swój twór. Rhodes gardzi elitami (choć nie przeszkadza mu to z nimi wchodzić w różne układy), obraża ludzi (wpierw broniąc się, że to tylko żarty – potem już zupełnie bez skrępowania uwalnia pokłady rasizmu, obelg i podłości wobec mu podległych).

Rhodes, nawet jeśli ma jakieś wątpliwości, to szybko je zagłusza, ignorując krytyków i otaczając się klakierami. I zaczyna wierzyć w swoją niemalże świętą misję prowadzenia ludu. Jest nawet przekonany, że powierzone mu zostanie stanowisko sekretarza ds. moralności, urzędu specjalnie dlań utworzonego.


W 2025 roku Donald Trump powołał do życia Departament Wydajności Państwa (DOGE). Na jego czele stanął Elon Musk, wspierający Trumpa w kampanii wyborczej.



Być może rzeczą, jaka w filmie się zestarzała, jest właśnie postać Jeffries. Kazan i Schulberg nieco za szybko odpuszczają jej winy, dając jej nawet szansę na odkupienie, kiedy to dzielnie stawia czoła Rhodesowi i ukręca łeb jego karierze. Ale czyż to nie ona dała mu głos, tak, aby cały kraj mógł go usłyszeć, i robiła to z entuzjazmem? Jej współpracownik, Mel Miller (Walther Matthau), pociesza ją, że Rhodes zwiódł wszystkich. Może. Ale w imię słupków oglądalności i liczby słuchaczy, nikt nie powiedział, że ktoś jego pokroju w ogóle nie powinien trafić do mediów. To właśnie pomysłem Jeffries było szukanie „twarzy w tłumie” w małym pierdlu w Arkansas. Kogo niby spodziewała się tam znaleźć?


Wszyscy spokojni faceci są zajadli. Nienawidzą się za bycie spokojnymi i nienawidzą krzykliwych ekstrawertyków, których agresywność przyciąga zainteresowanie miłych dziewczyn.”


Zaskakuje odwaga, z jaką twórcy filmu umiejscowili seks, jako jeden z motorów napędowych człowieka i ukazaniu żądzy jako jednego z najniższych instynktów, do których wszyscy, od Rhodesa do agencji reklamowych, odnoszą się, by oddziaływać na ludzi.

Zapewne wielu znało lub zna kogoś podobnego do głównego bohatera. Głośny (za głośny) śmiech, który słyszy każdy w okolicy (bo Rhodes dba o to, by go słyszano). Swego rodzaju śmiałość, granicząca z bezczelnością. Obnoszącego się ze swoją agresywną męskością, podkreślającego ją na każdym kroku.


W 2025 roku, krótko po objęciu przez Trumpa urzędu prezydenta po raz drugi, Mark Zuckerberg stwierdził, że świat potrzebuje więcej „męskiej energii”, że powinno się celebrować odrobinę agresji i chwaląc się trenowaniem sztuk walki. Dołączył tym samym do grupy polityków (Robert F. Kennedy, jr.) i influencerów (Andrew Tate), chwalących się super-męskim wizerunkiem w mediach społecznościowych.


Nietrudno zauważyć, że owa bezczelność jest w pewnym sensie seksowna – dla kobiet (urzeczone spojrzenie Jeffries, fanki wdzierające się na scenę – skojarzenia ze święcącym wówczas triumfy Elvisem Presleyem są jak najbardziej słuszne) i dla mężczyzn, zazdroszczących mu nonszalancji i pogardy wobec systemu, w jakim sami są uwięzieni. 

 


Ale tak jak ów zachwyt i pociąg szybko przychodzi, równie szybko znika. Męskość szybko zastąpiona zostaje chamskim gonieniem przerażonych sekretarek po gabinecie. I tylko sprawnie kultywowany wizerunek medialny Rhoadesa nie pozwala szerszej publiczności dostrzec, kim tak naprawdę jest ich idol. Ci, którzy znają go osobiście sami przekonują się o jego egoizmie, podłości i przedmiotowym traktowaniu kobiet.



Film kończy się, jak nietrudno zgadnąć, upadkiem Rhodesa. Miller, w jednych z ostatnich dialogów filmu zapewnia Jeffries, że tacy jak on będą nadal się pojawiać, ale „zmądrzejemy”. Tu też film się zestarzał. Rhoadsowie nadal są obecni w przestrzeni publicznej i zachodzą już o wiele dalej niż ich filmowy protoplasta.

 


 






Twarz w tłumie

  Vox p opuli   „ Twarz w tłumie ” ( 1957 , reż. Elia Kazan ) Są filmy, które się starzeją, i takie, którym się to nie przydarzyło....